Przy okazji pochwalę się, że nasz drugi dzidziuś jest również płci męskiej. Borys będzie więc miał upragnionego braciszka :)
Zbiorem lawendy w tym roku musiał zająć się Marcin, zrobił to już dawno, ale nie było kiedy popstrykać fotek. Ja w tym czasie powolutku kruszyłam susz. Tymczasem na krzaczkach widzę nowe pąki, drugi zbiór zapowiada sie więc wcale nie gorzej. Zaczęłam już przygotowywać woreczki, ale sama maszyny nie wyciągnę, więc znów muszę czekać, aż ktoś się zlituje...
Rozpoczęłam też przygodę z ceramiką. Piec dotarł podczas mojego pobytu w szpitalu, więc zobaczyłam go dopiero po powrocie do domu. Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się, że będzie taki ogromny... Jeszcze go nie uruchamiałam, ponieważ najpierw elektryk musi nam podłączyć prąd trójfazowy, a to wiąże sie z pisaniem wniosków, decyzjami, bla, bla, bla. Jak większosć z was pewnie wie, koszty takich podłaczeń są niemałe, ale cóż,jak się powiedziało A...
Mam tylko nadzieję, że kiedyś ten piec na siebie zarobi...
Póki co, zaczęliśmy lepić. Ogromnie mi się to zajęcie spodobało i najchętniej lepiłabym cały czas, ale tu też jestem zdana na pomoc mojego kochanego męża, bo sama nie mogę sie tak napinać, aby rozmiękczyć bryłę szamotu. Czekam więc aż wróci mój ukochany z pracy, karmię go pysznym obiadem, espresso mu zrobię, po czym nieśmiało proszę o pomoc przy tym twardym szamocie :) A że człowiek z niego dobry i kochany, to mimo kupy roboty przy remoncie , rozgniecie mi tę bryłę, a i sam coś ulepi. Przyznać muszę, że w lepieniu mu nie dorównuję. Gdyby miał tylko więcej czasu...
Fotek naszych szamotowych prac na razie nie zamieszczam, suszą się, a do zapełnienia pieca potrzeba ich jeszcze mnóstwo, więc na wypał będzie trzeba jeszcze poczekać. Znów poczekac, ech... cierpliwość nigdy nie była moją mocną stroną, ale ta ciąża sprawiła, że cierpliwości musiałam się nauczyć. Nie było innego wyjścia:) Znajduje ona teraz zastosowanie w bardzo wielu sferach życia :)
Pozdrawiam bardzo serdecznie:)
Marta
Halo! Dawno Cię nie było!! Czekałam na kolejnego posta i doczekałam się, mam nadzieję, że czujesz się lepiej i niedługo wrócisz do formy! Cóż zdjęcie lawendowe przepiękne i sam susz wygląda imponująco! Cudownie! Acha i jeszcze pytanko: skąd zafascynowanie nową dziedziną o której piszesz?? Co to za piec?? Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńCóż,o tworzeniu ceramicznych przedmiotów marzyłam już dawno, nie szczędziłam ochów i achów oglądając ceramiczne cudeńka tworzone przez innych. No i nareszcie mam mój wymarzony piec do ceramiki :) Uczę się z książek, z internetu, bo w moim mieście nikt nie organizuje warsztatów, gdzie możnaby zasmakować tego rodzaju twórczości. To, co dla mnie nowe, wcale nie jest takie nowe dla mojego Marcina, lepił od dawna, wprawdzie z innych materiałów, ale lepił,jest autorem rzeźb w jednej z zamojskich restauracji. Ale jak to w życiu bywa, swoje zdolne ręce wykorzystuje na co dzień w masażu i rehabilitacji... Teraz, kiedy mamy piec, może więcej czasu poświęci twórczości. Mam nadzieję :)
OdpowiedzUsuńAchaaaa, ale przede wszystkim zakupiony dla Ciebie czy Kochania Twojego? Tak czy owak - życzę wielu pięknych prac, a ja w najbliższym czasie mam nadzieję zacząć działać z maszyną do szycia, przenoszę się do większego lokum gdzie nie będzie zagracać:) Buzia!
OdpowiedzUsuńGratuluję chłopca. Lawendowy susz wygląda przepięknie. Pozdrawiam całą rodzinkę :) Ania.
OdpowiedzUsuńDzięki Aniu za pozdrowienia:)
OdpowiedzUsuńA możeby tak Panna Anna torby spakowała i na parę dni w odwiedziny wpadła?
Byłoby nam bardzo miło:))))
Cieszę się, że wszystko jest ok:)) życze naprawde najszczerzej, zeby tak zostalo:))))) Zazdroszcze pieca:)) ale tak zdrowo zazdroszcze bez zawisci:))po prostu marzenie:))a lawenda? powiem tylko aaaaaaaaaaaaaaaa :))ok, namąciłam wiec koncze pozdrawiam cieplo i duuuuuzo zdrowia :)))
OdpowiedzUsuń